No i stało się. Irina Ross oraz Olivier Giroud nie są już razem.
Informację tą potwierdziła managerka piosenkarski, Carla Mitchell, która –
zaraz potem – straciła swoje stanowisko.
Ale od początku…
Ostatnie miesiące nie były łatwe dla młodej piosenkarki. Gwiazda
zakończyła europejską trasę koncertową, później poznała francuskiego piłkarza,
z którym miała różne wzloty i upadki. Ostatecznie ta dwójka pokonała wszystkie
przeciwności losu i stworzyła udany związek. Para była bardzo w sobie
zakochana, zyskała sympatię fanów muzyki i kibiców piłki nożnej, jednak później
coś się zaczęło psuć. W międzyczasie pojawiły się plotki o konfliktach
rodzinnych Ross, które nie miały w sobie źdźbła prawdy.
Jakby tego było mało, Irina ostatnimi czasy nie brylowała na scenie.
Kilka jej koncertów akustycznych nie wypaliło, ale festiwal sylwestrowy w
wykonaniu Ross okazał się rewelacją. Skoki formy były spowodowane
nieprawdziwymi informacjami, które rozsiewała „bliska osoba” z otoczenia
gwiazdy.
„Dziennik londyński” już wie, że nie wszystko co pojawiało się na
łamach naszego dziennika było prawdą. Za wszelkie wyrządzone przykrości
przepraszamy, zarówno Irinę Ross, jak i jej byłego chłopaka Oliviera Giroud
oraz wszystkich bliskich z otoczenia tej dwójki.
Irina Ross była młodą, przebojową,
pewną siebie piosenkarką, która swoją muzyką i talentem zdobywała europejskie
listy przebojów. Była sympatyczna i przyjaźnie nastawiona do ludzi, kochała
swoich fanów i życzliwych jej dziennikarzy, i właśnie to było przyczyną jej
wielkiej popularności. Zawsze starała się być fair wobec innych, na scenie
dawała z siebie wszystko, bo wiedziała, że to wiele znaczy dla kochających ją
ludzi. Nigdy nie pokazywała słabości, ukrywała smutek i niemoc, była silna i
twarda, a wszystkie wyzwania i przeciwności przyjmowała „na klatę”.
Taka była Irina Ross. Jednak Irina
Rossenberg była zupełnie inna.
Pod maską supergwiazdy skrzętnie
ukrywała swoją prawdziwą twarz. Show-biznes ją wzmocnił, ale nie wystarczająco.
Nie udało jej się przejąć cech super przebojowej piosenkarski. Irina tak
naprawdę była zagubioną, małą dziewczynką, która nie nauczyła się żyć i kochać,
bo swoje nastoletnie lata spędziła na ciężkiej pracy i dążeniu do sukcesu. Nie
zaznała prawdziwej przyjaźni ani miłości. Nie radziła sobie z własnymi
uczuciami. Zawsze otaczał ją gruby płaszcz Carli, który chronił ją przed złem i
nienawiścią. Nie miała możliwości uczenia się na błędach.
Irina zagubiła się we własnym
życiu. Kiedy światła jupiterów zgasły, a ona zeszła w cień, trudna i szara
rzeczywistość ją dopadła i zweryfikowała wszystkie błędy Carli. Dziewczyna zbyt
pochopnie podejmowała decyzje, działała instynktownie i bez zastanowienia.
Sądziła, że takie zachowanie jest właściwie, bo tego nauczyła ją agentka.
Wmówiono jej, że wszyscy ludzie, który z nią bezpośrednio nie współpracują chcą
ją zniszczyć i skrzywdzić. I właśnie to było głównym powodem jej zachowania. To
właśnie dlatego zniszczyła związek z Olivierem. Nie potrafiła mu dostatecznie
zaufać. Każdy jego błąd traktowała jako wykroczenie przeciwko niej.
Irina nie potrafiła wybaczyć sobie
tego, że zniszczyła jedyną rzecz, która była prawdziwa w jej życiu. Aaron miał
rację, mówiąc, że Olivier kocha ją niezależnie od statusu, pieniędzy czy
wyglądu. Był z nią, bo po prostu ją lubił. A ona to zniszczyła. I nie było
odwrotu. Wiedziała, że Francuz jej tego nie wybaczy. Wiele razy robiła mu
awantury, błędnie interpretowała jego słowa i czyny. On nic nie zrobił, po
prostu chciał dla nich jak najlepiej. Starał się jak umiał. Dopiero teraz
dotarło do Iriny, że to ona stanowiła podłoże wszystkich konfliktów. Nie miała
rodziców, rodzeństwa, ciągle przebywała w towarzystwie Carli, która utwierdzała
ją w przekonaniu, że jest pępkiem świata. A w związku nie można oglądać się
tylko na siebie.
Był zimny, ciemny wieczór, który
powoli przemieniał się w noc. Wiał nieprzyjemny wiatr, a z nieba sypał biały
puch pasujący do styczniowej pogody. Ulice były coraz bardziej opustoszałe,
ludzie pośpiesznie wracali do domów, gdzie mogli znaleźć odrobinę ciepła. Także
tego rodzinnego. Jednak Irinie pogoda nie przeszkadzała. Nie miała do kogo
wracać. Kłótnia z Aaronem, konflikt z rodzicami, awantura z Carlą, zerwanie z
Olivierem – wszystko to dostatecznie spowodowało, że dziewczyna miała dosyć
własnego życia. Została sama jak palec. I była tak zrozpaczona, tak bezradna,
że nawet nie umiała zabrać się za naprawianie relacji z bliskimi.
Spacerowała samotnie przez ciemne
ulice Londynu. Po policzkach spływały jej łzy, które pod wpływem niskiej
zimowej temperatury, szybko zamieniały się w lodowe koraliki. Od kilku dni
unikała ludzi. Nie wiedziała gdzie jest jej telefon. Prawdopodobnie zgubiła go
gdzieś w parku, kiedy w ciemną noc biegła przed siebie zapłakana i zdruzgotana.
Był to jej sposób na odreagowanie, jednak mało skuteczny. Rzadko pojawiała się
w domu. Schronienie znajdowała w ciepłych bramach lub w „Soul Cafe”, z którego
jednak zrezygnowała, kiedy tylko klienci zaczęli ją rozpoznawać. Irina
całkowicie odcięła się od ludzi, bo uważała, że nie ma sensu się z nimi bratać
skoro wszystkich krzywdzi.
Całkiem straciła chęci do życia.
Nic nie sprawiało jej radości. Nie umiała wrócić do pisania muzyki, do prób z
zespołem. Nie chciała tego, bo już nie miała dla kogo to robić. Fani przestali
się liczyć. Nie miała ochoty sprawiać im radości skoro sama była nieszczęśliwa.
Szła ulicą, przyglądając się
ludziom. Staruszkowie pędzący ile sił w nogach do domu, aby tylko ukryć się
przed padającym śniegiem. Zakochani, młodzi ludzie trzymający się za ręce i chowający
je do jednej kieszeni, aby nie zmarznąć. Dzieci uciekające przed rodzicami, aby
tylko przez chwilę porzucać się śnieżkami. Wszyscy zmierzali do domów, aby
spędzić wieczór w swoim towarzystwie. A ona, nie zważając na mróz, który już
całkowicie przesiąkł przez jej ciało, desperacko szła przed siebie, mając
nadzieję, że zaraz zdarzy się jakiś nieszczęśliwy wypadek, który ukróci jej
cierpienie. Ale jak na złość była zbyt ostrożna, aby dać się potrącić przez
samochód.
W tej chwili pragnęła jedynie Oliviera,
ale była zbyt dumna, aby do niego pójść. Bardzo go skrzywdziła i zasłużyła
sobie na to cierpienie. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. To prawda, że ją
oszukał, ale była w stanie zrozumieć jego obawy względem byłej żony i dziecka.
Nie powinien tego przed nią ukrywać, ale przecież byli dorosłymi ludźmi i razem
przeszliby przez wszystkie utrudnienia. Posądziła go o donoszenie do prasy, a
tymczasem on był wobec niej lojalny. I bardzo ją kochał. Żałowała, że wszystko
popsuła. Już nie będzie w stanie odzyskać jego zaufania i jego miłości. Miała
wspaniałego mężczyznę, a teraz pozostało po nim jedynie piękne wspomnienie.
Znalazła się na moście Waterloo.
Miała stąd przepiękny widok na London Eye, które bardzo lubiła. Przypomniały
jej się pierwsze randki z Olivierem, który zabierał ją właśnie w takie miejsca.
Ogromny diabelski młyn był ich ulubionym miejscem, bo zaszyci w małym wagoniku
zdani byli tylko na siebie. Nie otaczali ich fani ani kibice. Byli sami,
anonimowi i piekielnie w sobie zakochani.
Irina spojrzała na przepływającą
poniżej Tamizę. Na wodnej tafli unosiły się większe i mniejsze kawałki lodu.
Wyglądało to jak przepiękna mozaika. Widok przysłaniały dziewczynie stojące w
oczach łzy, ale doskonale zauważyła, że woda niemalże stała w miejscu. A jej temperatura
z pewnością wynosiła niewiele stopni ponad zerem.
Blondynka wzięła głęboki wdech i
rozejrzała się wokoło. Była sama na moście, dlatego też bez wahania postawiła
nogę na balustradzie. Miała wszystkiego dosyć. Źle się czuła w swoim ciele, nie
miała do siebie szacunku. Nie widziała sensu w swojej egzystencji. Nie
potrafiła normalnie funkcjonować, nie odnajdowała w sobie pozytywnych emocji.
Nie chciała żyć w ten sposób, dlatego też w głowie pojawił się jej szatański
plan.
Kiedy złapała równowagę, dołożyła
drugą nogę i zwinnie przeszła na drugą stronę barierki. Głośno załkała,
spoglądając w dół. Z jej oczu, wprost do rzeki, spadały słone łzy, które były
oznaką smutku i żalu. Spojrzała na rozgwieżdżone niebo i ponownie zapłakała. Z
jej gardła wydobył się przeszywający serce dźwięk, okropny bolesny krzyk,
mający być pożegnaniem ze światem. Jeden krok i wszystko się skończy. Jeden
krok i znajdzie się w zupełnie innym, obcym świecie, gdzie nie będzie już nic.
- Irinko…
Pragnęła tego teraz tak bardzo, że
kiedy usłyszała delikatny kobiecy głos pomyślała, że to anioły wołają ją z
zaświatów.
- Irinko, nie rób tego. Proszę
cię.
Blondynka odwróciła wzrok od
swoich stóp i spojrzała w stronę głosu. Zamazany obraz uniemożliwiał jej
rozpoznanie kobiety, ale kiedy ta podeszła nieco bliżej, Irina zauważyła własną
matkę z wyciągniętą w jej stronę dłonią.
- Irinko, daj mi rękę, proszę… –
załkała.
- Mama?
- Tak, kochanie. To ja. Proszę
cię, nie skacz. Podaj mi rękę.
- Nie mogę – zapłakała i ponownie
spojrzała w dół. – Nie mogę, mamo, wybacz mi. Nie mogę tak żyć. Wszystko
straciłam.
- Kochanie, wszystko będzie
dobrze. Wszyscy cię szukamy od kilku dni.
- Olivier mnie nienawidzi, mamo.
- On cię kocha, Irinko. Zamartwia
się o ciebie i od zmysłów odchodzi. Całą policję postawił na nogi, wszędzie cię
szuka.
- Naprawdę? – Irina spojrzała na
matkę wzrokiem pełnym nadziei i niedowierzania. – Nie okłamujesz mnie?
- Wiem, kochanie, że nie jestem
idealną matką. Popełniłam wiele błędów, których mi pewnie nigdy nie wybaczysz.
Ale zależy mi na tobie i na twoim szczęściu. I jeśli mówię, że ten chłopak cię
kocha, to tak właśnie jest, kochanie. Podaj mi rękę, proszę. – Kobieta zrobiła
jeszcze jeden krok, aby móc dotknąć córki. – Obiecuję, że wszystko będzie
dobrze – dodała, głaskając ją po dłoni.
Irina przyglądała się matce. Na
ich twarzach malował się ból i strach, ale również nadzieja.
Blondynka ostrożnie odwróciła się
w stronę barierki i pozwoliła, aby starsza kobieta pomogła jej przez nią
przejść. Obydwie runęły na ziemię, ale nie miało to większego znaczenia. Z
płaczem rzuciły się sobie w ramiona.
__________
To chyba najsmutniejszy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam. Nie wiem jak Was, ale mnie wzrusza. I bardzo mi się podoba :)
Krótka notka także TUTAJ.
Krótka notka także TUTAJ.
Przeczytałam, jutro zostawię coś dłuższego, bo padam na twarz. :)
OdpowiedzUsuńA jednak zostawię dziś.
UsuńMam łzy w oczach. Naprawdę. To bardzo smutny rozdział, ale jakże prawdziwy. I pomyśleć, że wszystkie te nieszczęścia były winą jednej osoby. Carli.
Staram się być obiektywna i nie zostawić na Irinie suchej nitki - przecież nie jest ona dzieckiem, mogła już dawno postawić się Carli i wszystkiego się domyślić, zanim spieprzyła każdą rzecz po kolei, ale na pewno by tak nie było, gdyby ta tępa menadżerka nie starała się wszystkiego za wszelką cenę komplikować.
Ale jest jedyny plus tej sytuacji. To że mama Iriny do niej wyszła, uratowała ją przed złym posunięciem. Wydaje mi się, że to ten przełomowy moment i wszystko się ułoży :) Musi.
Mam łzy w oczach jak to czytam:( Mega wzruszające! Nie dziwię się Irinie, że się zagubiła w tym swoim życiu.. W końcu kobieta, którą uważała za najbliższą jej osobę okazała się podłą świnią..;/ Ech Iri skrzywdziła swoimi podejrzeniami Oliviera, który pomimo to ją tak bardzo kocha:) Mam nadzieję,że skończy się to dobrze;) czekam na następny:)
OdpowiedzUsuńO tak.. Ten rozdział jest bardzo wzruszający. Jest tu wiele emocji, niestety nie są one pozytywne, ale ukazują prawdziwą Irinę, która rzeczywiście zagubiła się w swoim życiu. Jednak może teraz, kiedy próbowała skrócić swoje życie, dogada się z rodzicami i zacznie wszystko na nowo? Oby! Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie poprzednie rozdziały i przyznam że działo się strasznie dużo! Najpierw Carla która okazała się kompletną szmatą i zerem. Irina która była tak ślepa, że nie zauważyła fałszywej-przyjaciółki i wolała obarczać Aarona i Oliviera. Gdy tylko zaczęłam czytać ten rozdział i wielkie nieszczęście Iri, czułam że będzie chciała popełnić samobójstwo. Dobrze, że jej matka pojawiła się we właściwym miejscu i o właściwej porze, choć w rzeczywistości to wydaje się trochę nie realne. Cieszę się, że bohaterka żyje i czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńmagi091
Irina jest typową artystką, która jest niezwykle słaba psychicznie. Może to nie jest zła cecha, ale w pewnych traumatycznych przeżyciach na pewno przeszkadza.
OdpowiedzUsuńOgromnie mi jej szkoda, bo poprzez "podpowiedzi" Carli zaczęła zupełnie inaczej interpretować świat, który był jej pokazywany.
Chociaż cieszę się, że matka ją odnalazła wcześniej niż skoczyła z tego mostu. Może właśnie jest to pierwszy krok ku pogodzeniu z rodzicami. Może nie tak od razu, ale malutkimi kroczkami dojdą do porozumienia.
Czekam na nowy.
To wszytko wina Carli!! Ona wszytko zniszczyła a teraz prawie przez jej zachowanie sprawiła że Irina by się zabiła. Dobrze jednak, że matka Ross się znalazła tam w odpowiedniej chwili, bo mogłaby się wydarzyć tragedia.
OdpowiedzUsuń